piątek, 30 września 2011

25 sierpnia 1996

          Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, gdy zajrzę do tego pamiętnika  myślę o Remusie. Tak wiem, obiecałam sobie, że zacznę nowy etap życia bez niego.Tylko to wcale nie jest takie proste. Choć z dnia na dzień przyzwyczajam się do dni bez niego. Jeszcze tydzień temu myślałam, że życie bez niego nie mas sensu. Dziś wiem, z eto był błąd. Jeszcze go nie zapomniałam i nadal go kocham, ale to tylko kwestia czasu. Przecież on właśnie tego chciał. 
          Tak jak sobie to zaplanowałam pogodziłam się z Heleną. Obie byłyśmy z tego bardzo zadowolone.A tak przebiegała nasza rozmowa. Przyznam, że na początku nie było zbyt przyjemnie przyjemnie. 
-Po co przyszłaś?- spytała, gdy tylko ujrzała mnie w drzwiach swojego domu. 
-Przyszłam porozmawiać,a raczej przeprosić za moje zachowanie, ale jeśli nie chcesz to sobie pójdę.
-Nie, chcę byś została. Wejdź- na jej twarzy pojawił się zarys uśmiechu.- Może się czegoś napijesz?
-Przed dwudziestą?-zapytałam, choć wiedziałam, ze nie ma na myśli alkoholu, lecz chciałam rozweselić atmosferę. 
-Miałam na myśli kawę, herbatę lub coś w tym rodzaju.-odrzekła.
-Może kakao? Tak na zgodę.
-Kakao? Tonks, czy ty na pewno dobrze się czujesz? Na kakao spóźniłaś się o jakieś dziesięć lat. Teraz pijam wyłącznie kawę, bo inaczej nie ustala bym na nogach 2/3 doby.Ale jakąś dłuższą rozmową bym nie pogardziła. Tak na zgodę.
-Brak mi tych naszych wieczorów we dwie. Pamiętasz jak zawsze, gdy u mnie nocowałaś opowiadałyśmy sobie jak będą  wyglądały  nasze  śluby , ile każda z nas będzie miała dzieci i oczywiście kim  będą szczęśliwcy, którzy  zawładną naszymi sercami?
-Jasne, że pamiętam. Ja zawsze chciałam by mój maż był Amerykaninem, przynajmniej nie musiała bym się uczyć jego języka.Chciałam też mieć dwie córki. Ty miałaś być świadkową.
-Chciałaś by twój mąż był Amerykaninem, tylko dlatego, że zakochałaś się w pewnym piosenkarzu tej narodowości.
-Ale musisz przyznać, że był on bardzo przystojny, a jego głos...nie do opisania.
-I był mugolem.
-No i co z tego?
-Nic, ale twoim rodzicom nie bardzo podobało się jak Rap leciał w całym domu. 
-A twoim podobały się Fatalne Jędze?-zapytała- I widzisz, odbiegłyśmy od tematu. Wiesz, że prawie zapominałam jak ty wykreowałaś swojego 'ukochanego'.
-Mój ukochany miał być Francuzem. Jego oczy miały przypominać butelkową zieleń.Zawsze powtarzałam, że musi być ode mnie wyższy.
-Podstawa-wtrąciła Helena.-Ale chyba nie do końca ci to wyszło, co?
-No nie, nie do końca. Remus nie jest Francuzem, choć język zna doskonale.Oczy ma ciemnoniebieskie. Ale wyższy jest.
-...I również starszy i chory.
     Nie chciałam o tym rozmawiać. Choć po to własnie przyszłam. Stwierdziłam jednak, że skoro dopiero co się pogodziłyśmy to może lepiej jeżeli nie będziemy poruszać tego tematu. Nie byłam na to jeszcze gotowa. Nie pozwoliłabym  Helenie powiedzieć złego słowa na Pana R., ale sama bym na niego narzekała. Znając mnie w pewnym momencie zaczęłabym go bronić. A Nella, no właśnie co ona na to. Z całą pewnością nie byłaby zachwycona. Al ja tu 'gdybam',  a mam wam tyle do opowiedzenia. A więc po kolei. Po naszej rozmowie Helena zaproponowała bym została u niej na noc. Od razu się zgodziłam. Był to prawdziwie babski wieczór. Piłyśmy kakao( i to po kilka kubków, oczywiście nie jeden po drugim), wino (naturalnie po dwudziestej, dokładniej to gdzieś przed północą), obgadywałyśmy facetów. I jeszcze jedno postanowiłyśmy sobie, że już nigdy nie będziemy przez nie cierpieć. Nie jestem  do końca pewna czy nam się uda, ale zawsze warto spróbować. No właśnie 'spróbować', co to tak na prawdę znaczy? przecież jeżeli coś próbujemy, np zrobić to łączy się to  z pewnym ryzykiem. Przecież może nam się to nie udać, ale równie dobrze może nam to wyjść. Jest ryzyko jest zabawa. Tak, to prawda, ale taką zasadę można wyznawać w szkole, a nie w dorosłym życiu. Tu za każdy błąd ponosimy pełną odpowiedzialność. Ja jednak uważam, że w życiu trzeba spróbować wszystkiego, by w wieku siedemdziesięciu lat nie żałować, że czegoś nie zrobiliśmy. Czy nie lepiej żyć ze świadomością 'próbowałam, nie wyszło, najwyraźniej tak musiało być'? Dlaczego niektórzy tego nie rozumieją?
     I znów powracam do tematu Remusa. Przecież jeszcze kilka dni temu potrafiłam obgadywać go do mojej przyjaciółki, a dziś? Dlaczego on dział na mnie jak narkotyk? Wiem, ze nie prowadzi to do niczego dobrego, ale nie potrafię powstrzymać się od myślenia o nim? To jest jak uzależnienie. Ale przecież każde  uzależnienie można wyleczyć. Potrzeba tylko czasu. Kiedyś pewien poeta powiedział " Miłość to choroba, a czas jest lekarzem, który nie może przyjść, bo wszystkie terminy ma zajęte".  Szkoda. Mam jednak nadzieję, że jestem na liście pacjentów. Przecież ktoś musiał wyczerpać mu te terminy.  
    Moim zdaniem Remus zrozumie swój błąd. Nie wiem tylko czy wtedy ja nadal będę go kochała. Ale jeśli tak by było, to jedno wiem na pewno. Nie popełnili byśmy dawnych błędów, po prostu byłby to dla nas nowy początek. Dziś zastanawiam się czy nie byłoby lepiej gdybyśmy nie wiedzieli o tym,  co do siebie wzajemnie czujemy? Są to jednak pytania,na które nie poznamy odpowiedzi. Może po latach powiedzieli byśmy sobie, o tym. I żałowali. Żałowali tego, że nie żadne z nas nie odważyło się wtedy wyznać prawdy. Ale przecież to do mężczyzny należy zrobienie pierwszego kroku, kobieta robi drugi, a razem stawiają trzeci.  Przynajmniej mi się tak wydaje. 
    Karty  są rozdane. Ruch należy do Remusa. 






Kochani!
Przepraszam za nieregularne publikacje. Mam jednak nadzieje, że znajdę sposób by to zmienić. 


środa, 31 sierpnia 2011

18 sierpnia 1996

      Nie pisałam strasznie długo. Bo niby o czym? O dniach,  które chciałam zapomnieć jak najszybciej, o Remusie, którego widywałam na każdym posiedzeniu, o wspomnieniach słabnących  z dnia na dzień . Za miesiąc lub dwa pozostanie mi tylko świadomość, że kiedyś one istniały. Nie, o tym nie chciałam pisać. A nawet gdybym nabazgrała parę zdań to czy chciała bym przeczytać je po latach? Na to pytanie nie muszę sobie odpowiadać, bo odpowiedź jest tylko jedna. Nie, nie chciała bym.
     Pogłębiam się w rozpaczy.   Nie muszę, a jednak to robię. . Zamiast wyjść z Heleną do Hogsmeade siedzę w domu i rozpamiętuję. Ale zaraz, przecież nie mogę wyjść nigdzie z Heleną, bo niedawno się z nią pokłóciłam. Powiedziała mi kilka słów prawdy, za które ja się obraziłam.
Tematem naszej rozmowy był oczywiście Pan R.
     Ja chyba nienawidzę Remusa. Najpierw złamał mi serce potem przez niego, a raczej o niego pokłóciłam się z przyjaciółką.Ale czy można jednocześnie kochać kogoś kogo się nienawidzi ? Jeśli tak, to ja właśnie tak robię. Kocham go i nie potrafię przestać. Ale przecież on zrujnował moje życie. Nasze życie. Skoro od początku wiedział, że i tak nasz związek nie ma sensu, ani przyszłości (oczywiście według niego) to po co pozwalał mi pielęgnować to uczucie?!  Mogę się założyć, że on sam tego nie wie.
      Miałam takie piękne plany.Ślub, dzieci, po prostu wspólna przyszłość.  Kiedyś nie doceniałam znaczenia miłości w życiu. Dziś wiem,że był to błąd. I chyba nie zdołam go naprawić. W dzieciństwie słyszałam całe setki piosenek o nieszczęśliwej miłości czy nieodwzajemnionym uczuciu .   Nie wierzyłam jednak, że czasami dzieje się tak jak stało się w moim przypadku.    Dziś to nie zmieni nic. Marzyłam o miłości podobnej do tej jaka darzą się moi rodzice i na marzeniach zaprzestałam. Nie chcę już dłużej żyć ze świadomością, że nie będę mogła być z Remusem . Ja już w ogóle nie chcę żyć ! Kilka tygodni temu wyczekiwałam ukochanego, dziś wyczekuje śmierci choć wiem, że nie nadejdzie ona szybko. A szkoda.  Wtedy mogła bym się przekonać co tak na prawdę Remus Lupin do mnie czuł . Jeśli na pogrzebie był by zalany   łzami znaczyło by to tylko jedno- kochał mnie, on naprawdę mnie kochał. Nie widziałam go jeszcze ani razu płaczącego, on zresztą mnie też . Szkoda. Gdyby wiedział jak mi go brakuje. Mogła bym żyć bez tlenu, pieniędzy bez wszystkiego, ale nie bez niego. Jeśli byłby to nieszczęśliwy wypadek, a on walczył by w szpitalu o życie szybciej przebolała bym jego stratę. W tej sytuacji nie powinnam nawet tak myśleć. Nigdy nie powinnam, tak myśleć.     Ale czego on się teraz po mnie spodziewa. Mam wyjść na randkę, mam wyjechać raz na zawsze.   Nie muszę on  już niedługo wyjedzie do podziemia i nie zobaczę go miesiąc, pół roku, rok. Może  zapomnę ?  
      Nie nie zapomnę, ale chwileczkę. To moje życie, anie jakaś głupia gra. Ja nie stanowię tu pionka w rękach Remusa. Gram sama i jak by tego było mało teraz mój ruch. Wykorzystam go jak najlepiej niech wie co traci. Nie będę żałować tego co się stało, ale od tej chwili płakać tez nie będę. Remus żyje, nikt z  mojej rodziny nie jest chory ani umierający więc koniec ze łzami. Od jutra zaczynam życie od nowa. Pogodzę się z Heleną i przyznam jej rację (powiedziała, ze pogadamy jak zmądrzeję, chyba to właśnie nastąpiło). Remus to kompletny dureń i nie wie co traci. Niech żałuje. Po jego przyjeździe z podziemi nie obiecuję, ze będę wolną kobietą.  Nie jestem jego własnością, mogę robić co tylko zechcę. Może  pójdę gdzieś i się zabawię (może, bo nie wiem czy będę miała w co się ubrać). Remus Lupin to już przeszłość i nie mam zamiaru wiązać z nim przyszłość. Skoro jest dla mnie za stary, za biedny  i zbyt niebezpieczny to niech tak pozostanie.
     Nie pozwolę by życie przemknęło mi między palcami . Zbyt wiele mam do zyskania, a zbyt mało do stracenia. Jestem młoda mogę wszystko, mam pracę i gdzie mieszkać. To nie żaden horror ani  thriller. Jeszcze zrobię z mojego życia piękną komedię romantyczną. Komedię, w której zabraknie miejsca dla Remusa. Nigdy nie będę jego. Nawet w snach. Szkoda, że tak późno to zrozumiałam. Moje serce nie bije już dla niego. Choć nadal go kocham. Nie tylko dla niego.




Kochani!
Mam nadzieję, że notka Wam się podoba.Przepraszam, ze publikuje nieregularnie, ale ostatnio nie miałam pomysłu.
PS. Stęskniliście się za szkołą? Miłej nauki kochani.








poniedziałek, 8 sierpnia 2011

18 lipca 1996

   Każdą z chwil mojego życia przepełniała nadzieja. Bezsensowna nadzieja,która  stała się teraz bardzo częstym gościem w moim życiu.  A raczej w jego gruzach.
   Z dnia na dzień uświadamiałam sobie, że to wszystko nie jest bajką, ani czymś podobnym do thrillera. To po prostu koszmarny horror, a ja gram tam główna rolę.
   Cztery dni temu po naszym wypadzie do lasu spotkałam się z Remusem kwadrans przed posiedzeniem Zakonu w Kwaterze Głównej. Oczywiście była to jego propozycja. Już wtedy powinnam była się czegoś domyślić, ale nie ja głupia, zapatrzona w niego jak w obrazek, zaślepiona miłością zaufałam mu. Sądziłam, że będzie to zwykła rozmowa. Niestety, zawiodłam się i to na kim- na człowieku, którego kocham! Darzyłam go większym zaufaniem niż samą siebie! Powierzyła bym mu swoje życie! ... I tym samym skazała bym się na śmierć.
   To miała być zwykła rozmowa. I z początku taka była. Poruszyliśmy temat naszego ostatniego spotkania i w pewnym momencie, sama nie wiem kiedy przeszliśmy do sprawy dziwnie krępującej, a mianowicie...
- Uważam, że powinniśmy to zakończyć.-rzekł Pan R. dziwnie drżącym głosem- Nie chcę udawać.
-Ja też  i chyba masz rację, musimy zakończyć te gierki.- powiedziałam uradowana myślą o ujawnieniu naszego związku. Zapadła nieprzyjemna cisza. Przerwały ją dopiero słowa otrzeźwiające jak nie powiem co.
-Dora, przepraszam. Wiem, że nie tak to sobie wyobrażałaś, ale tak będzie lepiej. Sam naważyłem tego piwa i teraz muszę je wypić.-powiedział Remus, a w jego oczach można było dostrzec ból i strach.-  Cieszę się, że rozumiesz. Tak będzie lepiej.  Za jakiś czas ja wyjadę, ty zapomnisz, ułożysz sobie życie na nowo z kimś kto będzie mógł zapewnić Ci coś więcej niż życie na marginesie społeczeństwa i wytykanie palcami.- z jego pięknych, niebieskich jak ocean oczu popłynęła łza.
-Kochanie, o czym ty mówisz?- zapytałam, choć dobrze wiedziałam, że słowa, które przed chwilą padły z jego ust oznaczają koniec. - Wiem, teraz przed wyjazdem jesteś rozdarty, ale masz mnie. Pomogę Ci w każdej sytuacji. Choć idziemy na dół- powiedziałam po czym podeszłam i przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafię. Po raz kolejny poczułam to wspaniałe ciepło bijące od niego...jednak nie ujrzałam uśmiechu na twarzy ukochanego. Odnalazłam jego usta i zaczęłam je całować. Chciałam by pocałunek złagodził wszystko. Niestety, przyniósł on odwrotny efekt. Lupin odepchną mnie i zapytał z wyrzutem:
-Ty na prawdę nic nie rozumiesz?!
-Co mam rozumieć?
-Co masz rozumieć?! To, że jestem dla ciebie za stary, za biedny, zbyt niebezpieczny!
-Remus?
-Nie Remus! Myślisz, że mi jest łatwo, nie. Po prostu tak będzie lepiej. Kocham cię i właśnie dla tego chcę to zakończyć. Na początku będzie ciężko, bo pozwoliłem na zbyt wiele, ale kiedyś zrozumiesz.  Wybacz skarbie, ale to już koniec.- z jego oczu popłynęła kolejna łza. Nie starał się jej ukryć, po prostu pozwolił płynąć.Jego też to bolało...
   Zebranie zakończyło się niewiarygodnie szybko. I dobrze, bo nie mogłam patrzeć na człowieka, którego kocham. Po raz pierwszy zapragnęłam by moja miłość okazała się tylko zwykłym zauroczeniem. Wtedy bolało by mniej, a może krócej. Sama nie wiem. Wiem tylko jedno. Chciałam umrzeć! Po co mi życie skoro nie ma w nim Remusa. Wyszłam z Kwatery i deportowałam się do Weasleyów. Wiedziałam, że Molly jest w domu, pomimo iż nie było jej na posiedzeniu, bo do Nory miał przybyć Harry.
-Puk, puk-zapukałam w drzwi wejściowe.
-Kto tam-po drugiej stronie zabrzmiał ciepły głos.
-Molly, to ja Tonks.
-Już cię wpuszczam kochanieńka.-otworzyła drzwi i gdy tylko mnie ujrzała zapytała się co mi się stało.W pierwszej chwili nie wiedziałam co odpowiedzieć. Dopiero gdy dostrzegłam, że moje włosy straciły różową barwę i przybrały mysio brązowy kolor zrozumiałam co am na myśli pani Weasley.
   Powiedziałam, ze to trochę dłuższa historia. Molly jednak nie dała za wygraną. Stwierdziła iż skoro przyszłam do niej muszę chcieć się jej wyżalić. Zaproponowała herbatę i rozmowę. Zgodziłam się i gdy tylko Molly usiadła przy stole zaczęłam opowiadać. Było mi trudno. Nie chciałam mówić źle o Remusie, bo wiedziałam, ze zrobił to wszystko "dla mojego dobra". Na szczęście w niektórych momentach, gdy ja już nie wiedziałam co mam powiedzieć pomagała mi moja gospodyni.
Rozmawiałyśmy i rozmawiałyśmy. Aż w pewnym momencie sama nie wiek kiedy z moich oczu zaczęły płynąć słone łzy. Molly przytuliła mnie  do siebie mocno niczym własną córkę. Poczułam dziwne ukojenie mojego bólu, wiedziałam, ze ona mnie rozumnie. Jest matką i wie co to znaczy kochać.W swoim życiu przeżyła wiele, w końcu wychować siedmioro dzieci to nie lada wyczyn, miała doświadczenie w pocieszaniu. A jej słowa były tak kojące niczym kołysanka , przy której chce się spać wiecznie.
   Przy kilku kubkach brązowego płynu  wytrwałyśmy do drugiej w nocy. Pewnie siedziała bym tam dłużej, ale przybył Harry pod opieką Dumbledora . Nie chciałam żeby cały świat dowiedział się o moich problemach więc podziękowałam za herbatę i pociechę, odmówiłam przyjęcia zaproszenia na kolację, na której musiała bym się spotkać z Remusem i deportowałam się do siebie. Szkoda tylko, że moje problemy nie znają sztuki teleportacji.
   Najwyraźniej sama muszę jakoś przetrwać.





wtorek, 28 czerwca 2011

13 lipca 1996

     Byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie.Miałam wszystko o czym tylko można było marzyć: dom, pracę i oczywiście Remusa.Tak! Może trudno Wam w to uwierzyć, ale miałam go. Tylko dla siebie. Spotykaliśmy się zawsze na Grimmauld Place 12. Było to najbardziej neutralne miejsce. Każdy, w każdej chwili  mógł tam wejść, ale niby dlaczego miałby pomyśleć, ze między nami coś jest? Pewnie wyda Wam się to dziwne, ale ukrywaliśmy nasz związek. A może raczej romans? Oboje jesteśmy dorosłymi, wolnymi ludźmi, lecz mój ukochany nie do końca jest pewien czy dobrze robimy. To znaczy kocha mnie, wiem, że mnie kocha, zresztą ja go też. Są jednak pewne znane Wam okoliczności ,przez które za kilka tygodni będziemy zmuszeni się rozstać. Niestety. Jednak do tego czasu wykorzystujemy każdą wolną chwilę, by ze sobą przebywać. Nie myślcie sobie tylko, że cały czas się całujemy. Nie! Oczywiście, jeden całus na "Dzień dobry" i "Do widzenia", ale po za tym to staramy się nie robić tego tak często.Najczęściej jednak przy lampce wina z piwnicy  planujemy jak będzie wyglądać nasze życie gdy Remus wróci z podziemi (tj. ja planuję, a pan R. słucha i co jakiś czas przytakuje). Pewnie trudno nazwać nasze spotkania randkami? Wiem. Też mi się tak myślę. Sądzę jednak, że gdy Remus wróci na dobre ujawnimy nasz związek.
   Mam pomysł! Jeżeli chcecie mogę opowiedzieć Wam jak wyglądał nasz wczorajszy dzień. Wspólny oczywiście!
   O 7:00 zaczęłam pracę. Miałam spędzić tam osiem godzin, ponieważ dwa dni temu wraz z moją przyjaciółką i jednocześnie partnerką zawodową zakończyłyśmy śledztwo.Z Heleną znamy się praktycznie od zawsze. Po szkole miałyśmy przejściowe rozstanie, ponieważ ona wyjechała na studia do Stanów Zjednoczonych, gdzie miała wuja i posadę w Kwaterze Głównej aurorów w Los  Angeles.Ja zostałam obrażona na nią tu, w Londynie.Oczywiście, pogodziłyśmy się i dalej się przyjaźnimy i wspólnie pracujemy.Dobra, wracając do mnie to powiem tylko że w pracy nie wydarzyło się nic szczególnego. Po prostu nuda jak flaki z olejem. Alastor trochę pokrzyczał, ponarzekał, ustalił termin kolejnego zebrania Zakonu i tyle. Kingsley pisał raporty dotyczące Syriusza. Po jego śmierci ma strasznie dużo pracy.O nie! Przepraszam Was, ale na wspomnienie Łapy łzy same mi lecą , w skutek czego plamiłam swój pamiętnik.Był on dobrym człowiekiem i wspaniałym przyjacielem. Szkoda tylko, że uniewinniono go dopiero po śmierci . Ta, sprawiedliwość naszego Ministerstwa! Wiecie co, coś mi się teraz przypomniało. Syriusz jeszcze jak żył to zawsze próbował zeswatać mnie i Remusa. Pewnie byłby szczęśliwy widząc nas teraz razem. Jestem zbyt gadatliwa. Tak się rozpisałam, a jeszcze nie napisałam Wam co się wydarzyło wczoraj.Już się biorę za opowiadanie. A więc. Szefa nie było, bo musiał pilnie coś obgadać z ministrem, więc każdy robił co chciał. Istna sielanka. Ja skończyłam pisać raport i stwierdziłam, że idę do domu.Było to ryzykowne przedsięwzięcie, ale urwałam się z pracy niecałe dwie godziny.Co to jest, prawda? Z ministerstwa od razu udałam się do Kwatery Głównej. Remus już tam był (przed wyjściem wysłałam mu wiadomość). Wszystko  bardzo ładnie przygotował: włączył nastrojową muzykę, zapalił świece, podał nawet obiad ugotowany przez Molly.Cieszył się z naszego spotkania. Wywnioskowałam tak, ponieważ gdy tylko pojawiłam się w drzwiach szeroko się uśmiechnął. Podszedł, objął mnie w tali i musnął swoimi wargami moje usta. Ja oddałam pocałunek. Potem zaprosił mnie do stołu i zapytał jak minęło ni przedpołudnie.W odpowiedzi opowiedziałam mu cały swój dotychczasowy dzień, a następnie zaczęłam narzekać na Szalonookiego. Remus  po chwili zrobił to samo. Muszę przyznać, że nieźle się przy tym bawiliśmy. Po obiedzie mój ukochany zaproponował spacer po lesie. Zgodziłam się, bo wiedziałam, że może to być niesamowite doświadczenie. Deportowaliśmy się do lasu, który Remus w dzieciństwie często odwiedzał ze swoimi rodzicami.Muszę przyznać, że widok drzew kołysanych ciepłym, letnim wiaterkiem i ogrzewanych lipcowym słońcem był przepiękny. Ptaki wydawały piękne odgłosy, przypominające śpiew.Pod naszymi stopami rosła zielona trawa i dziwne ciemnofioletowe "coś".Nie wiedziałam co to jest, może dlatego, ze jako mała dziewczynka rzadko kiedy odwiedzałam takie miejsca. Moi rodzice nie mieli dla mnie zbyt dużo czasu, bo pracowali, czasem nawet do późna. Patrząc na kuliste, zamieszczone na niewielkich krzewinkach "coś" zastanawiałam się co to jest. Odpowiedz przyszła wraz z Remusem.Powiedział, ze są to owoce, a dokładniej jagody. Zaproponował, ze jeśli chcę możemy zacząć je zbierać. W tym momencie zachowałam się jak kilkuletnie dziecko, któremu proponuje się lody. Od razu się zgodziłam. Remus wyczarował wiaderko i zaczęliśmy do niego wrzucać zrywane przez nas owoce.Była to świetna zabawa. Po raz pierwszy w życiu miałam fioletowe coś innego niż włosy- ręce. Jednak zabawa ta z minuty na minutę stawała się coraz bardziej męcząca.Gdy mieliśmy już ponad połowę wiaderka nie wytrzymałam i powiedziałam: "Accio jagody". Niestety, nie podziałało. W takim wypadku sami, własnymi rękoma musieliśmy dozbierać resztę. Po trzech godzinach w lesie nareszcie nas się to udało. Remus zaproponował jeszcze przechadzkę po lesie, ale ja już nie dawałam rady. Przysiadłam na pniu drzewa i zaczęłam podjadać owoc naszej ciężkiej pracy. Jagody były pyszne choć kwaśne. Remus też usiadł. Ponadto zrobił coś bardzo dziwnego, co było do niego niepodobne. Rzucił we mnie garścią jagód. Byłam w lekkim szoku. Remus i takie zabawy? Ale skoro on chce jagodowej wojny to będzie ją miał. Zrobiłam to samo.Bawiliśmy się do upadłego dobry kwadrans.Zakończyliśmy dopiero gdy potknęłam się o duży kamień.Przewróciłam się i sądziłam, ze Remus pomoże mi wstać. On jednak zadziwił mnie kolejny raz. Położył się obok i mnie pocałował. Byłam mile zaskoczona, oczywiście oddawałam pocałunki.W pewnym momencie nawet zaczęliśmy turlać się po ziemi. Nasze ubrania były fioletowe od rozgniecionych pod naszym ciężarem jagód.Teraz już sami nie wiedzieliśmy ile czasu spędziliśmy w lesie.Jestem pewna,że spędzili byśmy go tam więcej, gdyby nie deszcz, który niespodziewanie zaczął padać.Szybko się podnieśliśmy i deportowaliśmy się na Grimmauld Place.Tam oboje wzięliśmy prysznic (osobno, gdyby ktoś cię pytał) i przebraliśmy w czyste ubrania.To był bardzo przyziemny dzień..


Kochani!
Rozdział ten dedykuję Juliet, która zmotywowała mnie do pisania. Gdyby nie ona nie wiem czy wciągu tego tygodnia pojawił by się jakikolwiek wpis.Pragnę również przeprosić Cesię, ale na razie nie zawieszę bloga. Mam nadzieję, że Wam się podobało. Pozdrawiam i życzę miłych wakacji :) Z pewnością jeszcze coś tu napiszę:)
PS. Z tego miejsca oświadczam, że nie mam najmniejszego zamiaru pozbawiać słów Remusa "za stary, za biedny, zbyt niebezpieczny" sensu. Chcę jednak nadać sens słowu "romans". Jeżeli ktoś będzie chciał dowiedzieć się o tym czegoś więcej proszę pisać na adres Szaloona.nimfadora@gmail.com lub w komentarzach.
Szaloona

środa, 8 czerwca 2011

8 lipca 1996

 To był wspaniałydzień. Zaczął się jak każdy inny.Może zacznę od początku . Najpierw doprowadziłam się do porządku,przygotowałam śniadanie i poszłam do pracy. Nic szczególnego, zaczynam tak prawie każdy dzień. Jednak , gdy weszłam do mojego boksu czekała mnie miła niespodzianka. Na biurku leżał mały liścik. Z pewnością nie był on wysłany przez kogoś z ministerstwa, ponieważ nie był to papierowy samolocik. Podeszłam bliżej i sięgnęłam po niego. Od razu rozpoznałam to pismo.Literki były staranne, zaokrąglone i zawsze zakończone w ten sam sposób. W remusowskim stylu.


Kochana Doro!
Wiem, ze nie powinienem do Ciebie pisać. Jednak mam Ci do powiedzenia coś bardzo ważnego. Spotkajmy się o 12:00 w Trzech Miotłach. Zrozumiem jeśli nie przyjdziesz..
                                                                                                                                   Remus
Bardzo mnie ucieszyło, że ten uparciuch chce ze mną pogadać. Nie wiedziałam o czym chce mi powiedzieć Remus. Wiedziałam tylko jedno -to musi być coś ważnego! Chodziłam z konta w kąt nie mogąc doczekać się dwunastej. Godziny były dwa razy dłuższe, a raporty coraz to grubsze i nudniejsze. Na szczęście miałam do napisania tylko jeden raport, ale za to musiałam dokończyć dwa. Kiedy skończyłam już te żmudną pracę i spojrzałam na zegarek nie mogłam w to uwierzyć. Był kwadrans po dwunastej. Remus pewnie już poszedł, bo pomyślał , że nie chce się z nim spotkać. A przecież tak nie jest. Szybko narzuciłam na siebie pelerynę i wybiegłam z ministerstwa. Od razu deportowałam się do Hogsmeade. W Trzech Miotłach zastałam wielu ludzi, ale cały czas nie mogłam dostrzec mojego ukochanego. Dopiera po kilku sekundach od mojego wejścia zauważyłam, że macha do mnie jakiś mężczyzna.To był Remus. Siedział przy stoliku pod oknem  na końcu lokalu. Szybko tam podeszłam. Przeprosiłam go za spóźnienie i powiedziałam dlaczego nie przyszłam punktualnie. On tylko się roześmiał i powiedział , ze tak to już jest kiedy nam na czymś lub na kimś zależy. A więc, jednak mu na mnie zależy.Kiedy już usiadłam Remus zaczął mi mówić, że teraz nadchodzi trudny czas dla Zakonu ( w między czasie zamówiliśmy dwa piwa kremowe).Nie wiedziałam do czego zmierza. Jego opowieść nie miała sensu.Skoro poprosił mnie o spotkanie myślałam, że chce porozmawiać o czymś dla nas istotnym, a nie o Zakonie. Nie wystarczy, że Szalonooki truje nam o tym na każdym posiedzeniu( czyli przynajmniej dwa razy w tygodniu).Jednak gdy madame Rosmenta odeszła od stolika zostawiając nasze zamówienie Remus od razu przeszedł do rzeczy.
-Doro, wiem, że nie powinienem zaprzątać Ci tym głowy, ale chcę żebyś dowiedziała się tego ode mnie.Nie przerywaj-dodał kiedy tylko zauważył, że chcę coś powiedzieć-Dumbledore powierzył mi bardzo ważne zadanie. Powiem Ci na czym ono polega , ale może nie tutaj, bo jeszcze ktoś usłyszy.
- A więc chciałeś mi tylko powiedzieć, że coś mi powiesz, ale później, tak?- zapytałam z wyrzutem
-Nie- odpowiedział uśmiechając się do mnie.- Ale to jest trochę skomplikowane i lepiej by nikt z zewnątrz tego nie wiedział, bo nie wiemy czy jak raz nie ma tu śmierciożercy, który jakoś sprytnie się schował.
-Skoro jest to skomplikowane, to chyba się nie połapią, co?-zapytałam wypijając ostatni łyk kremowego piwa.
- Chodźmy na Grimmauld Place, chyba nie ma tam nikogo, no może z wyjątkiem portretu matki Syriusza-powiedział obejmując mnie w tali. Za pomocą teleportacji wspólnej przedostaliśmy się do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa. Po wypowiedzeniu nazwy pojawił się przed nami dom z numerem 12. Weszliśmy do niego. Tak jak się spodziewaliśmy nie było tam nikogo. Nawet Stworek nie plątał się pod nogami, co było dziwnie przyjemne. Nie tracąc cennego czasu weszliśmy po  schodach na górę do salonu. Oboje usiedliśmy na kanapie. Jednak , gdy tylko Remus zaczął mówić wstał.
-Jak już wcześniej powiedziałem Dumbledore prosił mnie o to bym wykonał zadanie dla Zakonu.Przygotowania już powoli ruszyły.Będę ...będę musiał przez pewien czas być wśród- w tym momencie jego głos zadrżał- ...wśród wilkołaków. Wiem, że nikt nie wykona tego zadania lepiej ode mnie.
-Remusie, co ty mówisz? Jak to wśród wilkołaków? Po co?! Przecież oni Cię rozszarpią po pierwszym dniu twojego pobytu tam, w tym okropnym miejscu.-powiedziałam. Nie myślałam nawet, że dyrektor Hogwartu może być tak okropnym człowiekiem. Czy on na prawdę nie ma serca. Chce wysłać Remusa na...śmierć? Nie wiem ile czasu zajęły mi te rozmyślania, może kilka minut może trochę więcej. Nie miałam czasu by się nad tym zastanawiać , bo nagle ogarnęło mnie bardzo przyjemne ciepło. Poczułam, że mój ukochany ociera mi z policzków łzy, które z całą pewnością były tak gorzkie jak smak rozstania.Naszego rozstania, które prędzej czy później nastąpi.  Teraz już oboje staliśmy. Przytuliłam się do Remusa z całej siły. Chciałam być blisko niego już na zawsze. On również oddał uścisk, ale w pewnym momencie dłoń, która oplatała mnie w tali dotknęła mojego policzka.Remus przyciągną moją głowę do swojej i pocałował mnie.Było to naprawdę wspaniałe uczucie.Ja oczywiście, oddałam pocałunek. Staliśmy tam tak dobre parę minut. Nie wiedziałam co się dzieje. W tej chwili liczyliśmy się tylko my. W pewnej chwili Remus zaczął "zjeżdżać" i całować mnie po szyi. Jego oddech był nieregularny.Całował mnie cały czas. Przestawał tylko wtedy, gdy chciał powiedzieć mi, że mnie kocha.Ja również mu powiedziałam co do niego czuję.Chciałam , żeby ta chwila trwała wiecznie, ale niestety, gdy się od siebie oderwaliśmy miałam chwile by spojrzeć spojrzeć na zegarek. Dochodziła druga. W tej sytuacji nie było najmniejszego sensu bym teraz wracała do ministerstwa.Remus powiedział żebym chwile na niego zaczekała. Zgodziłam się. Po dwóch minutach Remus przyszedł z butelką wina i dwoma kieliszkami.Usiadłam na kanapie, a on otwierał butelkę. Trzeba przyznać , że był to zabawny widok.
Jednak gdy Pan R. już tego dokonał było całkiem przyjemnie. Siedzieliśmy w salonie na Grimmauld Place12. Ja i Remus. Liczyliśmy się tylko my.  Chciałam by ta chwila trwała jak najdłużej!



Mam nadzieję, że Wam się podobało. Czekam na komentarze. Pozdrawiam Szaloona

                                                                                                                             

niedziela, 29 maja 2011

Siemaa.;)

Witam wszystkich obecnych na tym blogu, którzy właśnie czytają moje słoodkie wypociny. A więc jestem Patrycja. I nie wiem z jakiej racji szaloona dodała mnie do współtworzenia bloga (no chyba, że przypomniała sobie jak tydzień temu prosiłam i błagałam ją o to, ale mniejsza z tym) Z dniem się starzeje, tak jak Wioola. Jestem już dużą, niegrzeczną dziewczynką. Bardzo lubię muzykę, szczególnie rap. Moim uuulubionym wykonawcą jest Eminem <3. Moim marzeniem jest wyjechać do USA. Chyba wam już o mnie powiedziałam. A i jeszcze jedna wiadomość, nie jestem tu po to, aby dodawać nowe wpisy z pamiętnika Tonks, tylko jestem tu po to, aby dodawać nowe funkcje, poprawiać posty Szaloonej. Życzę miłego czytania Patty.;D

niedziela, 15 maja 2011

1lipca 1996

  Witam nazywam się Szaloona. Zaczynam właśnie prowadzić bloga o Nimfadorze Tonks i jej uczuciu do Remusa Lupina. Nie jest to mój pierwszy blog o tej parze, ale czuję się tak jak bym po raz pierwszy go pisała. Serdecznie zapraszam na mojego pierwszego bloga adres.: nimfadora-i-remus-poczatek.blog.pl   i oczywiście ma notkę na tym blogu. Życzę miłego czytania.


       Nawet nie wiem jak zacząć.Zawsze myślałam, że pamiętnik to coś nie dla mnie. Sądziłam,że piszą go tylko zrozpaczeni, psychopaci lub ludzie, którzy akurat mają depresję, a więc...muszę się zaliczyć do którejś z tych grup.Zrozpaczona nie jestem.Psychopatką również nie! Może mam lekką depresję, ale to tylko tyle.Zresztą, każdy na  moim miejscu bu ją miał.Zapomniałam, że wy nic nie wiecie. Właściwie dlaczego piszę "wy" .Przecież po za mną i tak nikt tego nie przeczyta. Szczerze mówiąc ja również tu nie zajrzę, bo każda myśl o nim sprawia mi ból, a wszystkie słowa jakie są zapisane w tym pamiętniku są przepełnione miłością. Miłością do niego. Do Remusa Lupina. Pewnie chcecie wiedzieć kim on jest, co? I znowu piszę wy!Trudno, może po prostu w ten sposób będzie mi łatwiej o tym wszystkim powiedzieć , a raczej napisać.
   Remus to wspaniały człowiek. Jest bardzo mądry, inteligenty i z pewnością w swoim życiu przeczytał 100 razy   więcej  książek niż ja . Co nie znaczy, że nie czytam. Ma takie ładne niebieskie oczy, a kiedy się w nie dłużej popatrzy przypominają ocean, który z każdą chwilą jest coraz bliżej i bliżej, aż w końcu zalewa wszystko co spotka na swojej drodze. No, a tak się składa, że na tej drodze najczęściej jestem ja.Jego uśmiech jest taki...taki niespotykany, niewinny. Szkoda tylko, że mój ukochany tak rzadko się uśmiecha.Remus ma brązowe włosy na których jest co raz więcej siwych pasm. Myślicie pewnie, że Lupin ma zalety. Nie, na szczęście nie. To znaczy  sama nie wiem. Nie chciała bym by był taki idealny, ale z drugiej strony to właśnie te wady według niego  stoją nam na drodze do szczęścia. Po pierwsze, bo po drugie też będzie. A więc po pierwsze kiedy miał 5 lat został ukąszony przez wilkołaka i od tamtej chwili co miesiąc , a dokładniej podczas każdej pełni księżyca przemienia się w wilkołaka. Przez to również nie może znaleźć stałej, dobrze płatnej pracy, a żeby się utrzymać tłumaczy mugolskie książki. I to by było po pierwsze, a teraz będzie po drugie. Po drugie oczywiście według Pana R. kolejną przeszkodą na drodze do naszego szczęścia jest różnica wieku po między nami. Wiem, że 13 lat to sporo, ale czy jeżeli dwoje ludzi coś do siebie czuje i oboje wiedzą, że to co po między nimi jest to miłość , taka prawdziwa miłość , która zdarza się tylko raz w życiu to nie powinni tych przeszkód przezwyciężać? Czy zamiast zabijać tego uczucia nie powinni pielęgnować?Ludzie tego nie rozumieją , a już z pewnością  nie Remus.Tak bardzo chciałabym wykrzyczeć to co do niego czuję, ale nie ważne co zrobię i tak będzie to źle.Remus jak zwykle odśpiewa tę swoja śpiewkę, że jest dla mnie za stary , za biedny, a w dodatku zbyt niebezpieczny. Tylko dla czego nie rozumnie jednego, że ja go kocham. Wiem ,że i on mnie kocha. Wtedy w Ministerstwie kiedy Bellatriks mnie pokonała myślałam, że będzie już po mnie czułam ,że tracę przytomność. Nie wiedziałam co się dzieje, nie czułam nic. A jednak kiedy Remus do mnie podszedł , kiedy wziął mnie w swoje ramiona, odciągnął na bok, przytulił , pocałował  i powiedział , że mnie kocha czułam jak to mówi. Nie rozumiem tylko jednego dlaczego nie może tak być. Wierzę, naprawdę wierzę, że kiedyś jeszcze zostanę panią Lupin. Remus zrozumie swój błąd i wtedy wszystko będzie dobrze. Ciekawe tylko kiedy to nastąpi?