poniedziałek, 8 sierpnia 2011

18 lipca 1996

   Każdą z chwil mojego życia przepełniała nadzieja. Bezsensowna nadzieja,która  stała się teraz bardzo częstym gościem w moim życiu.  A raczej w jego gruzach.
   Z dnia na dzień uświadamiałam sobie, że to wszystko nie jest bajką, ani czymś podobnym do thrillera. To po prostu koszmarny horror, a ja gram tam główna rolę.
   Cztery dni temu po naszym wypadzie do lasu spotkałam się z Remusem kwadrans przed posiedzeniem Zakonu w Kwaterze Głównej. Oczywiście była to jego propozycja. Już wtedy powinnam była się czegoś domyślić, ale nie ja głupia, zapatrzona w niego jak w obrazek, zaślepiona miłością zaufałam mu. Sądziłam, że będzie to zwykła rozmowa. Niestety, zawiodłam się i to na kim- na człowieku, którego kocham! Darzyłam go większym zaufaniem niż samą siebie! Powierzyła bym mu swoje życie! ... I tym samym skazała bym się na śmierć.
   To miała być zwykła rozmowa. I z początku taka była. Poruszyliśmy temat naszego ostatniego spotkania i w pewnym momencie, sama nie wiem kiedy przeszliśmy do sprawy dziwnie krępującej, a mianowicie...
- Uważam, że powinniśmy to zakończyć.-rzekł Pan R. dziwnie drżącym głosem- Nie chcę udawać.
-Ja też  i chyba masz rację, musimy zakończyć te gierki.- powiedziałam uradowana myślą o ujawnieniu naszego związku. Zapadła nieprzyjemna cisza. Przerwały ją dopiero słowa otrzeźwiające jak nie powiem co.
-Dora, przepraszam. Wiem, że nie tak to sobie wyobrażałaś, ale tak będzie lepiej. Sam naważyłem tego piwa i teraz muszę je wypić.-powiedział Remus, a w jego oczach można było dostrzec ból i strach.-  Cieszę się, że rozumiesz. Tak będzie lepiej.  Za jakiś czas ja wyjadę, ty zapomnisz, ułożysz sobie życie na nowo z kimś kto będzie mógł zapewnić Ci coś więcej niż życie na marginesie społeczeństwa i wytykanie palcami.- z jego pięknych, niebieskich jak ocean oczu popłynęła łza.
-Kochanie, o czym ty mówisz?- zapytałam, choć dobrze wiedziałam, że słowa, które przed chwilą padły z jego ust oznaczają koniec. - Wiem, teraz przed wyjazdem jesteś rozdarty, ale masz mnie. Pomogę Ci w każdej sytuacji. Choć idziemy na dół- powiedziałam po czym podeszłam i przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafię. Po raz kolejny poczułam to wspaniałe ciepło bijące od niego...jednak nie ujrzałam uśmiechu na twarzy ukochanego. Odnalazłam jego usta i zaczęłam je całować. Chciałam by pocałunek złagodził wszystko. Niestety, przyniósł on odwrotny efekt. Lupin odepchną mnie i zapytał z wyrzutem:
-Ty na prawdę nic nie rozumiesz?!
-Co mam rozumieć?
-Co masz rozumieć?! To, że jestem dla ciebie za stary, za biedny, zbyt niebezpieczny!
-Remus?
-Nie Remus! Myślisz, że mi jest łatwo, nie. Po prostu tak będzie lepiej. Kocham cię i właśnie dla tego chcę to zakończyć. Na początku będzie ciężko, bo pozwoliłem na zbyt wiele, ale kiedyś zrozumiesz.  Wybacz skarbie, ale to już koniec.- z jego oczu popłynęła kolejna łza. Nie starał się jej ukryć, po prostu pozwolił płynąć.Jego też to bolało...
   Zebranie zakończyło się niewiarygodnie szybko. I dobrze, bo nie mogłam patrzeć na człowieka, którego kocham. Po raz pierwszy zapragnęłam by moja miłość okazała się tylko zwykłym zauroczeniem. Wtedy bolało by mniej, a może krócej. Sama nie wiem. Wiem tylko jedno. Chciałam umrzeć! Po co mi życie skoro nie ma w nim Remusa. Wyszłam z Kwatery i deportowałam się do Weasleyów. Wiedziałam, że Molly jest w domu, pomimo iż nie było jej na posiedzeniu, bo do Nory miał przybyć Harry.
-Puk, puk-zapukałam w drzwi wejściowe.
-Kto tam-po drugiej stronie zabrzmiał ciepły głos.
-Molly, to ja Tonks.
-Już cię wpuszczam kochanieńka.-otworzyła drzwi i gdy tylko mnie ujrzała zapytała się co mi się stało.W pierwszej chwili nie wiedziałam co odpowiedzieć. Dopiero gdy dostrzegłam, że moje włosy straciły różową barwę i przybrały mysio brązowy kolor zrozumiałam co am na myśli pani Weasley.
   Powiedziałam, ze to trochę dłuższa historia. Molly jednak nie dała za wygraną. Stwierdziła iż skoro przyszłam do niej muszę chcieć się jej wyżalić. Zaproponowała herbatę i rozmowę. Zgodziłam się i gdy tylko Molly usiadła przy stole zaczęłam opowiadać. Było mi trudno. Nie chciałam mówić źle o Remusie, bo wiedziałam, ze zrobił to wszystko "dla mojego dobra". Na szczęście w niektórych momentach, gdy ja już nie wiedziałam co mam powiedzieć pomagała mi moja gospodyni.
Rozmawiałyśmy i rozmawiałyśmy. Aż w pewnym momencie sama nie wiek kiedy z moich oczu zaczęły płynąć słone łzy. Molly przytuliła mnie  do siebie mocno niczym własną córkę. Poczułam dziwne ukojenie mojego bólu, wiedziałam, ze ona mnie rozumnie. Jest matką i wie co to znaczy kochać.W swoim życiu przeżyła wiele, w końcu wychować siedmioro dzieci to nie lada wyczyn, miała doświadczenie w pocieszaniu. A jej słowa były tak kojące niczym kołysanka , przy której chce się spać wiecznie.
   Przy kilku kubkach brązowego płynu  wytrwałyśmy do drugiej w nocy. Pewnie siedziała bym tam dłużej, ale przybył Harry pod opieką Dumbledora . Nie chciałam żeby cały świat dowiedział się o moich problemach więc podziękowałam za herbatę i pociechę, odmówiłam przyjęcia zaproszenia na kolację, na której musiała bym się spotkać z Remusem i deportowałam się do siebie. Szkoda tylko, że moje problemy nie znają sztuki teleportacji.
   Najwyraźniej sama muszę jakoś przetrwać.





3 komentarze:

  1. hehe! nareszcie czekałam na to od wieków! szacun Remus! xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Tonks! W takich momentach nie lubię Remusa. Co za uparciuch, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, Remus zachowuje się czasem jak skończony kretyn. Nic nie rozumie, nic! A przez to oboje tylko cierpią, chociaż mogliby być szczęśliwi...
    No nic, czekam na kolejny świetny wpis. :-)

    OdpowiedzUsuń