piątek, 30 września 2011

25 sierpnia 1996

          Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, gdy zajrzę do tego pamiętnika  myślę o Remusie. Tak wiem, obiecałam sobie, że zacznę nowy etap życia bez niego.Tylko to wcale nie jest takie proste. Choć z dnia na dzień przyzwyczajam się do dni bez niego. Jeszcze tydzień temu myślałam, że życie bez niego nie mas sensu. Dziś wiem, z eto był błąd. Jeszcze go nie zapomniałam i nadal go kocham, ale to tylko kwestia czasu. Przecież on właśnie tego chciał. 
          Tak jak sobie to zaplanowałam pogodziłam się z Heleną. Obie byłyśmy z tego bardzo zadowolone.A tak przebiegała nasza rozmowa. Przyznam, że na początku nie było zbyt przyjemnie przyjemnie. 
-Po co przyszłaś?- spytała, gdy tylko ujrzała mnie w drzwiach swojego domu. 
-Przyszłam porozmawiać,a raczej przeprosić za moje zachowanie, ale jeśli nie chcesz to sobie pójdę.
-Nie, chcę byś została. Wejdź- na jej twarzy pojawił się zarys uśmiechu.- Może się czegoś napijesz?
-Przed dwudziestą?-zapytałam, choć wiedziałam, ze nie ma na myśli alkoholu, lecz chciałam rozweselić atmosferę. 
-Miałam na myśli kawę, herbatę lub coś w tym rodzaju.-odrzekła.
-Może kakao? Tak na zgodę.
-Kakao? Tonks, czy ty na pewno dobrze się czujesz? Na kakao spóźniłaś się o jakieś dziesięć lat. Teraz pijam wyłącznie kawę, bo inaczej nie ustala bym na nogach 2/3 doby.Ale jakąś dłuższą rozmową bym nie pogardziła. Tak na zgodę.
-Brak mi tych naszych wieczorów we dwie. Pamiętasz jak zawsze, gdy u mnie nocowałaś opowiadałyśmy sobie jak będą  wyglądały  nasze  śluby , ile każda z nas będzie miała dzieci i oczywiście kim  będą szczęśliwcy, którzy  zawładną naszymi sercami?
-Jasne, że pamiętam. Ja zawsze chciałam by mój maż był Amerykaninem, przynajmniej nie musiała bym się uczyć jego języka.Chciałam też mieć dwie córki. Ty miałaś być świadkową.
-Chciałaś by twój mąż był Amerykaninem, tylko dlatego, że zakochałaś się w pewnym piosenkarzu tej narodowości.
-Ale musisz przyznać, że był on bardzo przystojny, a jego głos...nie do opisania.
-I był mugolem.
-No i co z tego?
-Nic, ale twoim rodzicom nie bardzo podobało się jak Rap leciał w całym domu. 
-A twoim podobały się Fatalne Jędze?-zapytała- I widzisz, odbiegłyśmy od tematu. Wiesz, że prawie zapominałam jak ty wykreowałaś swojego 'ukochanego'.
-Mój ukochany miał być Francuzem. Jego oczy miały przypominać butelkową zieleń.Zawsze powtarzałam, że musi być ode mnie wyższy.
-Podstawa-wtrąciła Helena.-Ale chyba nie do końca ci to wyszło, co?
-No nie, nie do końca. Remus nie jest Francuzem, choć język zna doskonale.Oczy ma ciemnoniebieskie. Ale wyższy jest.
-...I również starszy i chory.
     Nie chciałam o tym rozmawiać. Choć po to własnie przyszłam. Stwierdziłam jednak, że skoro dopiero co się pogodziłyśmy to może lepiej jeżeli nie będziemy poruszać tego tematu. Nie byłam na to jeszcze gotowa. Nie pozwoliłabym  Helenie powiedzieć złego słowa na Pana R., ale sama bym na niego narzekała. Znając mnie w pewnym momencie zaczęłabym go bronić. A Nella, no właśnie co ona na to. Z całą pewnością nie byłaby zachwycona. Al ja tu 'gdybam',  a mam wam tyle do opowiedzenia. A więc po kolei. Po naszej rozmowie Helena zaproponowała bym została u niej na noc. Od razu się zgodziłam. Był to prawdziwie babski wieczór. Piłyśmy kakao( i to po kilka kubków, oczywiście nie jeden po drugim), wino (naturalnie po dwudziestej, dokładniej to gdzieś przed północą), obgadywałyśmy facetów. I jeszcze jedno postanowiłyśmy sobie, że już nigdy nie będziemy przez nie cierpieć. Nie jestem  do końca pewna czy nam się uda, ale zawsze warto spróbować. No właśnie 'spróbować', co to tak na prawdę znaczy? przecież jeżeli coś próbujemy, np zrobić to łączy się to  z pewnym ryzykiem. Przecież może nam się to nie udać, ale równie dobrze może nam to wyjść. Jest ryzyko jest zabawa. Tak, to prawda, ale taką zasadę można wyznawać w szkole, a nie w dorosłym życiu. Tu za każdy błąd ponosimy pełną odpowiedzialność. Ja jednak uważam, że w życiu trzeba spróbować wszystkiego, by w wieku siedemdziesięciu lat nie żałować, że czegoś nie zrobiliśmy. Czy nie lepiej żyć ze świadomością 'próbowałam, nie wyszło, najwyraźniej tak musiało być'? Dlaczego niektórzy tego nie rozumieją?
     I znów powracam do tematu Remusa. Przecież jeszcze kilka dni temu potrafiłam obgadywać go do mojej przyjaciółki, a dziś? Dlaczego on dział na mnie jak narkotyk? Wiem, ze nie prowadzi to do niczego dobrego, ale nie potrafię powstrzymać się od myślenia o nim? To jest jak uzależnienie. Ale przecież każde  uzależnienie można wyleczyć. Potrzeba tylko czasu. Kiedyś pewien poeta powiedział " Miłość to choroba, a czas jest lekarzem, który nie może przyjść, bo wszystkie terminy ma zajęte".  Szkoda. Mam jednak nadzieję, że jestem na liście pacjentów. Przecież ktoś musiał wyczerpać mu te terminy.  
    Moim zdaniem Remus zrozumie swój błąd. Nie wiem tylko czy wtedy ja nadal będę go kochała. Ale jeśli tak by było, to jedno wiem na pewno. Nie popełnili byśmy dawnych błędów, po prostu byłby to dla nas nowy początek. Dziś zastanawiam się czy nie byłoby lepiej gdybyśmy nie wiedzieli o tym,  co do siebie wzajemnie czujemy? Są to jednak pytania,na które nie poznamy odpowiedzi. Może po latach powiedzieli byśmy sobie, o tym. I żałowali. Żałowali tego, że nie żadne z nas nie odważyło się wtedy wyznać prawdy. Ale przecież to do mężczyzny należy zrobienie pierwszego kroku, kobieta robi drugi, a razem stawiają trzeci.  Przynajmniej mi się tak wydaje. 
    Karty  są rozdane. Ruch należy do Remusa. 






Kochani!
Przepraszam za nieregularne publikacje. Mam jednak nadzieje, że znajdę sposób by to zmienić.