wtorek, 28 czerwca 2011

13 lipca 1996

     Byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie.Miałam wszystko o czym tylko można było marzyć: dom, pracę i oczywiście Remusa.Tak! Może trudno Wam w to uwierzyć, ale miałam go. Tylko dla siebie. Spotykaliśmy się zawsze na Grimmauld Place 12. Było to najbardziej neutralne miejsce. Każdy, w każdej chwili  mógł tam wejść, ale niby dlaczego miałby pomyśleć, ze między nami coś jest? Pewnie wyda Wam się to dziwne, ale ukrywaliśmy nasz związek. A może raczej romans? Oboje jesteśmy dorosłymi, wolnymi ludźmi, lecz mój ukochany nie do końca jest pewien czy dobrze robimy. To znaczy kocha mnie, wiem, że mnie kocha, zresztą ja go też. Są jednak pewne znane Wam okoliczności ,przez które za kilka tygodni będziemy zmuszeni się rozstać. Niestety. Jednak do tego czasu wykorzystujemy każdą wolną chwilę, by ze sobą przebywać. Nie myślcie sobie tylko, że cały czas się całujemy. Nie! Oczywiście, jeden całus na "Dzień dobry" i "Do widzenia", ale po za tym to staramy się nie robić tego tak często.Najczęściej jednak przy lampce wina z piwnicy  planujemy jak będzie wyglądać nasze życie gdy Remus wróci z podziemi (tj. ja planuję, a pan R. słucha i co jakiś czas przytakuje). Pewnie trudno nazwać nasze spotkania randkami? Wiem. Też mi się tak myślę. Sądzę jednak, że gdy Remus wróci na dobre ujawnimy nasz związek.
   Mam pomysł! Jeżeli chcecie mogę opowiedzieć Wam jak wyglądał nasz wczorajszy dzień. Wspólny oczywiście!
   O 7:00 zaczęłam pracę. Miałam spędzić tam osiem godzin, ponieważ dwa dni temu wraz z moją przyjaciółką i jednocześnie partnerką zawodową zakończyłyśmy śledztwo.Z Heleną znamy się praktycznie od zawsze. Po szkole miałyśmy przejściowe rozstanie, ponieważ ona wyjechała na studia do Stanów Zjednoczonych, gdzie miała wuja i posadę w Kwaterze Głównej aurorów w Los  Angeles.Ja zostałam obrażona na nią tu, w Londynie.Oczywiście, pogodziłyśmy się i dalej się przyjaźnimy i wspólnie pracujemy.Dobra, wracając do mnie to powiem tylko że w pracy nie wydarzyło się nic szczególnego. Po prostu nuda jak flaki z olejem. Alastor trochę pokrzyczał, ponarzekał, ustalił termin kolejnego zebrania Zakonu i tyle. Kingsley pisał raporty dotyczące Syriusza. Po jego śmierci ma strasznie dużo pracy.O nie! Przepraszam Was, ale na wspomnienie Łapy łzy same mi lecą , w skutek czego plamiłam swój pamiętnik.Był on dobrym człowiekiem i wspaniałym przyjacielem. Szkoda tylko, że uniewinniono go dopiero po śmierci . Ta, sprawiedliwość naszego Ministerstwa! Wiecie co, coś mi się teraz przypomniało. Syriusz jeszcze jak żył to zawsze próbował zeswatać mnie i Remusa. Pewnie byłby szczęśliwy widząc nas teraz razem. Jestem zbyt gadatliwa. Tak się rozpisałam, a jeszcze nie napisałam Wam co się wydarzyło wczoraj.Już się biorę za opowiadanie. A więc. Szefa nie było, bo musiał pilnie coś obgadać z ministrem, więc każdy robił co chciał. Istna sielanka. Ja skończyłam pisać raport i stwierdziłam, że idę do domu.Było to ryzykowne przedsięwzięcie, ale urwałam się z pracy niecałe dwie godziny.Co to jest, prawda? Z ministerstwa od razu udałam się do Kwatery Głównej. Remus już tam był (przed wyjściem wysłałam mu wiadomość). Wszystko  bardzo ładnie przygotował: włączył nastrojową muzykę, zapalił świece, podał nawet obiad ugotowany przez Molly.Cieszył się z naszego spotkania. Wywnioskowałam tak, ponieważ gdy tylko pojawiłam się w drzwiach szeroko się uśmiechnął. Podszedł, objął mnie w tali i musnął swoimi wargami moje usta. Ja oddałam pocałunek. Potem zaprosił mnie do stołu i zapytał jak minęło ni przedpołudnie.W odpowiedzi opowiedziałam mu cały swój dotychczasowy dzień, a następnie zaczęłam narzekać na Szalonookiego. Remus  po chwili zrobił to samo. Muszę przyznać, że nieźle się przy tym bawiliśmy. Po obiedzie mój ukochany zaproponował spacer po lesie. Zgodziłam się, bo wiedziałam, że może to być niesamowite doświadczenie. Deportowaliśmy się do lasu, który Remus w dzieciństwie często odwiedzał ze swoimi rodzicami.Muszę przyznać, że widok drzew kołysanych ciepłym, letnim wiaterkiem i ogrzewanych lipcowym słońcem był przepiękny. Ptaki wydawały piękne odgłosy, przypominające śpiew.Pod naszymi stopami rosła zielona trawa i dziwne ciemnofioletowe "coś".Nie wiedziałam co to jest, może dlatego, ze jako mała dziewczynka rzadko kiedy odwiedzałam takie miejsca. Moi rodzice nie mieli dla mnie zbyt dużo czasu, bo pracowali, czasem nawet do późna. Patrząc na kuliste, zamieszczone na niewielkich krzewinkach "coś" zastanawiałam się co to jest. Odpowiedz przyszła wraz z Remusem.Powiedział, ze są to owoce, a dokładniej jagody. Zaproponował, ze jeśli chcę możemy zacząć je zbierać. W tym momencie zachowałam się jak kilkuletnie dziecko, któremu proponuje się lody. Od razu się zgodziłam. Remus wyczarował wiaderko i zaczęliśmy do niego wrzucać zrywane przez nas owoce.Była to świetna zabawa. Po raz pierwszy w życiu miałam fioletowe coś innego niż włosy- ręce. Jednak zabawa ta z minuty na minutę stawała się coraz bardziej męcząca.Gdy mieliśmy już ponad połowę wiaderka nie wytrzymałam i powiedziałam: "Accio jagody". Niestety, nie podziałało. W takim wypadku sami, własnymi rękoma musieliśmy dozbierać resztę. Po trzech godzinach w lesie nareszcie nas się to udało. Remus zaproponował jeszcze przechadzkę po lesie, ale ja już nie dawałam rady. Przysiadłam na pniu drzewa i zaczęłam podjadać owoc naszej ciężkiej pracy. Jagody były pyszne choć kwaśne. Remus też usiadł. Ponadto zrobił coś bardzo dziwnego, co było do niego niepodobne. Rzucił we mnie garścią jagód. Byłam w lekkim szoku. Remus i takie zabawy? Ale skoro on chce jagodowej wojny to będzie ją miał. Zrobiłam to samo.Bawiliśmy się do upadłego dobry kwadrans.Zakończyliśmy dopiero gdy potknęłam się o duży kamień.Przewróciłam się i sądziłam, ze Remus pomoże mi wstać. On jednak zadziwił mnie kolejny raz. Położył się obok i mnie pocałował. Byłam mile zaskoczona, oczywiście oddawałam pocałunki.W pewnym momencie nawet zaczęliśmy turlać się po ziemi. Nasze ubrania były fioletowe od rozgniecionych pod naszym ciężarem jagód.Teraz już sami nie wiedzieliśmy ile czasu spędziliśmy w lesie.Jestem pewna,że spędzili byśmy go tam więcej, gdyby nie deszcz, który niespodziewanie zaczął padać.Szybko się podnieśliśmy i deportowaliśmy się na Grimmauld Place.Tam oboje wzięliśmy prysznic (osobno, gdyby ktoś cię pytał) i przebraliśmy w czyste ubrania.To był bardzo przyziemny dzień..


Kochani!
Rozdział ten dedykuję Juliet, która zmotywowała mnie do pisania. Gdyby nie ona nie wiem czy wciągu tego tygodnia pojawił by się jakikolwiek wpis.Pragnę również przeprosić Cesię, ale na razie nie zawieszę bloga. Mam nadzieję, że Wam się podobało. Pozdrawiam i życzę miłych wakacji :) Z pewnością jeszcze coś tu napiszę:)
PS. Z tego miejsca oświadczam, że nie mam najmniejszego zamiaru pozbawiać słów Remusa "za stary, za biedny, zbyt niebezpieczny" sensu. Chcę jednak nadać sens słowu "romans". Jeżeli ktoś będzie chciał dowiedzieć się o tym czegoś więcej proszę pisać na adres Szaloona.nimfadora@gmail.com lub w komentarzach.
Szaloona

środa, 8 czerwca 2011

8 lipca 1996

 To był wspaniałydzień. Zaczął się jak każdy inny.Może zacznę od początku . Najpierw doprowadziłam się do porządku,przygotowałam śniadanie i poszłam do pracy. Nic szczególnego, zaczynam tak prawie każdy dzień. Jednak , gdy weszłam do mojego boksu czekała mnie miła niespodzianka. Na biurku leżał mały liścik. Z pewnością nie był on wysłany przez kogoś z ministerstwa, ponieważ nie był to papierowy samolocik. Podeszłam bliżej i sięgnęłam po niego. Od razu rozpoznałam to pismo.Literki były staranne, zaokrąglone i zawsze zakończone w ten sam sposób. W remusowskim stylu.


Kochana Doro!
Wiem, ze nie powinienem do Ciebie pisać. Jednak mam Ci do powiedzenia coś bardzo ważnego. Spotkajmy się o 12:00 w Trzech Miotłach. Zrozumiem jeśli nie przyjdziesz..
                                                                                                                                   Remus
Bardzo mnie ucieszyło, że ten uparciuch chce ze mną pogadać. Nie wiedziałam o czym chce mi powiedzieć Remus. Wiedziałam tylko jedno -to musi być coś ważnego! Chodziłam z konta w kąt nie mogąc doczekać się dwunastej. Godziny były dwa razy dłuższe, a raporty coraz to grubsze i nudniejsze. Na szczęście miałam do napisania tylko jeden raport, ale za to musiałam dokończyć dwa. Kiedy skończyłam już te żmudną pracę i spojrzałam na zegarek nie mogłam w to uwierzyć. Był kwadrans po dwunastej. Remus pewnie już poszedł, bo pomyślał , że nie chce się z nim spotkać. A przecież tak nie jest. Szybko narzuciłam na siebie pelerynę i wybiegłam z ministerstwa. Od razu deportowałam się do Hogsmeade. W Trzech Miotłach zastałam wielu ludzi, ale cały czas nie mogłam dostrzec mojego ukochanego. Dopiera po kilku sekundach od mojego wejścia zauważyłam, że macha do mnie jakiś mężczyzna.To był Remus. Siedział przy stoliku pod oknem  na końcu lokalu. Szybko tam podeszłam. Przeprosiłam go za spóźnienie i powiedziałam dlaczego nie przyszłam punktualnie. On tylko się roześmiał i powiedział , ze tak to już jest kiedy nam na czymś lub na kimś zależy. A więc, jednak mu na mnie zależy.Kiedy już usiadłam Remus zaczął mi mówić, że teraz nadchodzi trudny czas dla Zakonu ( w między czasie zamówiliśmy dwa piwa kremowe).Nie wiedziałam do czego zmierza. Jego opowieść nie miała sensu.Skoro poprosił mnie o spotkanie myślałam, że chce porozmawiać o czymś dla nas istotnym, a nie o Zakonie. Nie wystarczy, że Szalonooki truje nam o tym na każdym posiedzeniu( czyli przynajmniej dwa razy w tygodniu).Jednak gdy madame Rosmenta odeszła od stolika zostawiając nasze zamówienie Remus od razu przeszedł do rzeczy.
-Doro, wiem, że nie powinienem zaprzątać Ci tym głowy, ale chcę żebyś dowiedziała się tego ode mnie.Nie przerywaj-dodał kiedy tylko zauważył, że chcę coś powiedzieć-Dumbledore powierzył mi bardzo ważne zadanie. Powiem Ci na czym ono polega , ale może nie tutaj, bo jeszcze ktoś usłyszy.
- A więc chciałeś mi tylko powiedzieć, że coś mi powiesz, ale później, tak?- zapytałam z wyrzutem
-Nie- odpowiedział uśmiechając się do mnie.- Ale to jest trochę skomplikowane i lepiej by nikt z zewnątrz tego nie wiedział, bo nie wiemy czy jak raz nie ma tu śmierciożercy, który jakoś sprytnie się schował.
-Skoro jest to skomplikowane, to chyba się nie połapią, co?-zapytałam wypijając ostatni łyk kremowego piwa.
- Chodźmy na Grimmauld Place, chyba nie ma tam nikogo, no może z wyjątkiem portretu matki Syriusza-powiedział obejmując mnie w tali. Za pomocą teleportacji wspólnej przedostaliśmy się do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa. Po wypowiedzeniu nazwy pojawił się przed nami dom z numerem 12. Weszliśmy do niego. Tak jak się spodziewaliśmy nie było tam nikogo. Nawet Stworek nie plątał się pod nogami, co było dziwnie przyjemne. Nie tracąc cennego czasu weszliśmy po  schodach na górę do salonu. Oboje usiedliśmy na kanapie. Jednak , gdy tylko Remus zaczął mówić wstał.
-Jak już wcześniej powiedziałem Dumbledore prosił mnie o to bym wykonał zadanie dla Zakonu.Przygotowania już powoli ruszyły.Będę ...będę musiał przez pewien czas być wśród- w tym momencie jego głos zadrżał- ...wśród wilkołaków. Wiem, że nikt nie wykona tego zadania lepiej ode mnie.
-Remusie, co ty mówisz? Jak to wśród wilkołaków? Po co?! Przecież oni Cię rozszarpią po pierwszym dniu twojego pobytu tam, w tym okropnym miejscu.-powiedziałam. Nie myślałam nawet, że dyrektor Hogwartu może być tak okropnym człowiekiem. Czy on na prawdę nie ma serca. Chce wysłać Remusa na...śmierć? Nie wiem ile czasu zajęły mi te rozmyślania, może kilka minut może trochę więcej. Nie miałam czasu by się nad tym zastanawiać , bo nagle ogarnęło mnie bardzo przyjemne ciepło. Poczułam, że mój ukochany ociera mi z policzków łzy, które z całą pewnością były tak gorzkie jak smak rozstania.Naszego rozstania, które prędzej czy później nastąpi.  Teraz już oboje staliśmy. Przytuliłam się do Remusa z całej siły. Chciałam być blisko niego już na zawsze. On również oddał uścisk, ale w pewnym momencie dłoń, która oplatała mnie w tali dotknęła mojego policzka.Remus przyciągną moją głowę do swojej i pocałował mnie.Było to naprawdę wspaniałe uczucie.Ja oczywiście, oddałam pocałunek. Staliśmy tam tak dobre parę minut. Nie wiedziałam co się dzieje. W tej chwili liczyliśmy się tylko my. W pewnej chwili Remus zaczął "zjeżdżać" i całować mnie po szyi. Jego oddech był nieregularny.Całował mnie cały czas. Przestawał tylko wtedy, gdy chciał powiedzieć mi, że mnie kocha.Ja również mu powiedziałam co do niego czuję.Chciałam , żeby ta chwila trwała wiecznie, ale niestety, gdy się od siebie oderwaliśmy miałam chwile by spojrzeć spojrzeć na zegarek. Dochodziła druga. W tej sytuacji nie było najmniejszego sensu bym teraz wracała do ministerstwa.Remus powiedział żebym chwile na niego zaczekała. Zgodziłam się. Po dwóch minutach Remus przyszedł z butelką wina i dwoma kieliszkami.Usiadłam na kanapie, a on otwierał butelkę. Trzeba przyznać , że był to zabawny widok.
Jednak gdy Pan R. już tego dokonał było całkiem przyjemnie. Siedzieliśmy w salonie na Grimmauld Place12. Ja i Remus. Liczyliśmy się tylko my.  Chciałam by ta chwila trwała jak najdłużej!



Mam nadzieję, że Wam się podobało. Czekam na komentarze. Pozdrawiam Szaloona